Super Bernd! Relacja ze spektaklu
Choć od spektaklu Bernda Ogrodnika minął już tydzień, emocje nie gasną, a wrażenia są nawet jakby większe. Trudno jednak opisać występ tak, aby w pełni wyrazić podziw dla talentu i magii artysty oraz to co działo się na sali Solidarności w środowy wieczór.
Bernd rozpoczął przygotowania na scenie już na trzy godziny przed występem. My również towarzyszyliśmy mu w szykowaniu sali. Pomieszczenie powoli wypełniało się publicznością. Na kilkanaście minut przed spektaklem, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, na sali zapadła cisza. Nagle aulę ogarnęła ciemność, a oświetlenie kazało skupiać wzrok na miejscu, w którym za chwilę pojawi Mistrz Lalkarski. Trudno przewidzieć co za chwilę nastąpi i czego spodziewać się poza wprawianymi w ruch kukiełkami. Przygotowana scena z kilkoma stanowiskami i tajemniczymi kuferkami zapowiada jednak, że będzie to coś więcej.
Zapowiedziany artysta, wychodzi spośród licznie zebranych widzów i pojawia się na scenie. Mistrz – niewysoki, bosy, gibki, schludnie ubrany mężczyzna przy wejściu kłania się nisko i zaprasza lalkę do siebie. Chwyta ją jak własne dziecko, by po chwili pozwolić jej samodzielnie stąpać. Samodzielność jest tylko złudzeniem, bo Bernd z wdziękiem unosi lalkę na sznurkach. A ta jakby żywa, w rękach artysty z największą gracją i dokładnością naśladuje ruchy człowieka. Przedstawiony utwór z wykorzystaniem lalki jest krótki, stanowiący jakby preludium całości. Mimo to przedstawia pewną historię i sprawia, że zebrane osoby patrzą na Bernda i jego sztukę z otwartą buzią.
Bernd z lalką znika za sceną i w mgnieniu oka pojawia się ponownie. Tym razem z czerwonym materiałem niewielkich rozmiarów. Owija całość wokół rąk, a na jeden z palców dłoni zakłada coś w rodzaju obrączki z dwoma oczkami. Jeszcze kilka ruchów i całość daje się poznać jako postać małej babuleńki. Publiczność tryska śmiechem. Twarz bohaterki tworzą palce artysty, a oczy wspomniany pierścień z dodatkami. Babcia żwawo obraca się po kuchni, którą tworzą miniatury naczyń ustawione przed siedzącym po turecku Mistrzem. Dodaje do kociołka kolejne produkty, następnie raz po raz miesza zawartość miotełką, na co żywo reagują zebrane na sali dzieci i reszta publiczności. Seniorka nie pozostaje im dłużna – przedrzeźnia zebranych rozdziawiając usta, które tworzą palce Bernda. Babcia co chwilę smakuje zawartość kociołka co niesie ze sobą konsekwencje. Jednego razu rośnie jej nos, innym razem nogi. O wszystkim dowiaduje się przeglądając w lusterku. Utwór kończy się wraz z wyczerpaniem się zawartości kociołka.
W kolejnym utworze Bernd korzysta z tajemniczego kufra ustawionego na scenie. Wyciąga z niego kolejną lalkę. Marionetka jest jakby znajoma, ponieważ jej wizerunek widniał na plakatach promujących wydarzenie. To Matka Ziemia, która za moment otoczy opieką świat i to co się składa na planetę: ludzi, zwierzęta, rośliny, a także słońce i gwiazdy. Całości towarzyszy muzyka, a lalka z wdziękiem porusza się i budzi do życia kulę ziemską. Jest prawdziwym stworzycielem. Po pewnym czasie jednak wszystko przemija i ponownie zasypia znikając w oddali. Po Matce Ziemi pora na kolejny spektakl. Bernd zakłada na siebie koszulę, tylko odwrotnie ponieważ jej tył ma na swoim przodzie. Naciąga rękawy, do których przywarte są sznurki i … lalka stworzona z kawałka szala i drewnianej kuli stanowiącej głowę ożywa. Lalka porusza się w rytm nadany przez Bernda. Są jak para połączona w tańcu. Z każdym ruchem Mistrza lalka pląsa, a całość przypomina potańcówkę, w której właściwie główną rolę odgrywa Bernd.
Po kukiełce pojawia się konik i chłopiec – zgrabne, drewniane marionetki. Maluch leży w łóżku, a Bernd usypia go do snu czytając bajkę. Następnie zasypia, a Mistrz przedstawia sen dziecka i to jak bawi się z konikiem. Dzięki fantazjom lata, okrąża całą Ziemię. Po chłopcu i koniku na scenie pojawiają się jeszcze kula oraz neonowe rusztowanie, konstrukcja z rurek. Ta pierwsza porusza się w rytm wydawanego przez Bernda dźwięku. Druga pracuje niczym serce. Dzięki Mistrzowi jesteśmy świadkami operacji, trudno jednak stwierdzić czy na żywym organizmie czy może kosmicznej ekspedycji. Kula po usilnych próbach dostaje się do wnętrza konstrukcji, a jej „praca” przyspiesza. Następnie Bernd znika i po chwili zza sceny otwiera wieko kufra. Artysty jednak nie widać. Lalkarza jednak słychać, bowiem podśpiewuje nie gorzej niż wzięty tenor. Na otwartej pokrywie od kufra pojawiają się dwie pacynki. Jedna – mężczyzna – ćwiczy śpiew. Druga – kobieta, która dzierga na drutach. Kolejne sceny w ich wykonaniu to typowe scenki z życia. Kobieta sprawia wrażenie obrażonej i daje do zrozumienia, że śpiew jej przeszkadza. Śpiewak po tym jak się zreflektował co się dzieje zabiega o to, aby poprawić humor partnerce. Wszelkie próby: zaczepki, malowane serce, wystawiany teatrzyk czy chęć pomocy nie przynoszą rezultatu. Skutkują dopiero kwiaty i z trudem dany buziak. Tenor oświadcza się pacynce, by po chwili razem stanąć przed ślubnym ołtarzem. Tańczą z radości i łapią się w objęciach. Rodzi się dziecko – pacynka. Gdy usypia, wszystko niemal wraca do stanu początkowego: ona dzierga, a on próbuje śpiewać.
Po utworze, Bernd pojawia się na scenie w masce. Człapiąc i wydając z siebie dziwny dźwięk przypomina animowaną postać Goofy’ego. Wychodzi do dzieci, które zebrały się pod sceną i przedrzeźnia je. Wraca na scenę, na której znajduje miarkę, tzw. metrówkę. Z dużym zainteresowaniem obraca ją w dłoniach i poznaje jej funkcjonalności. Każde rozwinięcie i „powrót” miarki wywołuje emocje u artysty. Początkowo są to zdziwienie i nawet strach, a po chwili ekscytacja i radość. Bernd jeszcze przez chwilę bawi się metrówką potwierdzając tym samym, że w teatrze wszystko może być ożywione i grać postać sceniczną.
Tym utworem kończy się spektakl artysty. Całe przedstawienie było wyjątkowe, magiczne, świetne. Każdy jeden ruch Bernda był wyrazisty i jednocześnie lekki, płynny, w każdym szczególe przemyślany, dzięki czemu przedmioty mogły zostać ożywione i zawładnąć wyobraźnią zebranych. Bernd tym samym potwierdził, że metamorfoza dzieje się nieustannie, tu i teraz oraz to na czym polega jego sztuka i co oznacza mistrzowska klasa. Artysta dowiódł, że potrafi nie tylko dostrzec potencjał teatralny w każdym przedmiocie i umiejętnie go wykorzystać, ale też, że za jego pomocą umie opowiadać historie, czarować, a przy okazji świetnie się bawić i bawić innych. Sam Bernd dał się też poznać jako wyjątkowo radosna, wrażliwa i wszechstronnie utalentowana osoba. Na potwierdzenie tego jak wyjątkowy był to spektakl niech wystarczy usłyszana wymiana opinii między dzieckiem, a tatą: „Tato, to jest super!” – „Ha, wszystko jest świetne!”. I tak to rzeczywiście było…
Dziękujemy wszystkim za obecność na spektaklu „Metamorfoza” w wykonaniu Bernda Ogrodnika. Na spektakl przybyło ok. 120 osób. Udało się zebrać 2 tys. zł. Dziękujemy za wsparcie i Państwa hojność:) Wykonaliśmy kolejny krok przybliżający nas do osiągnięcia celu jakim jest budowa nowego domu dla potrzebujących, tj. dla dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną.