Pracownia ogrodniczo-porządkowa najbardziej lubi… przesadzać- dosłownie i w przenośni. Przez cały sezon, od wiosny do jesieni, wędrują z nami po ogrodzie nasze rośliny, szukając dla siebie najbardziej odpowiedniego miejsca (może pod kwiaciarnią…albo pod dębem…Nie, jednak pod miłorzębem…). Mamy więc pracy, co niemiara:
siejemy, sadzimy (może tu i tam troszkę przesadzimy),podlewamy, przycinamy, pielimy, grabimy, rozmnażamy, zbieramy, wycinamy, wyrywamy, potem znowu przesadzamy (czasem przesadzamy z tym przesadzaniem).
Dzięki naszej pracy nie potrzebujemy korzystać z siłowni. Nabieramy krzepy przenosząc narzędzia, skrzynie z roślinami, wiadra z wodą, ziemię (co roku na wiosnę transportujemy z pobliskiego sklepu do naszej piwnicy ok. 250 kg ziemi).
Ale myliłby się (w Naszym ogrodniczym języku „przesadziłby”) ten, kto by pomyślał, że w naszym ogrodzie tylko pracujemy. Wśród roślin, śpiewu ptaków, całej palety barw oraz zapachów nabieramy sił i dobrego samopoczucia, uczymy się ze sobą współdziałać, zauważać swoje potrzeby. A kiedy dni stają się krótkie, szare, zimne i nie przesadzamy już z wychodzeniem do ogrodu, stajemy się przede wszystkim pracownią porządkową. Czas nadrobić miniony czas… Może „przesadziliśmy” z tą „ogrodoterapią”? Sprzątamy więc pomieszczenia, czyścimy meble, przecieramy kurze, myjemy, zamiatamy, porządkujemy kwiaty w doniczkach…do czasu…aż słońce znów wzejdzie wyżej i rzuci więcej ciepłego blasku. Ogród na nowo zaczyna wzywać… I znów: coś niecoś posiejemy, ziemię przekopiemy, rabaty podlejemy, dołki wykopiemy…ale z uwagą, bo „kto dołki kopie, ten sam w nie wpada”.
No nie przesadzajmy…W Naszej Fundacji kto dołki kopie, ten piękne rośliny w nie wsadza…:)